05 czerwca 2020, 15:59
Za każdym razem jak zaczynam nową terapię pada pytanie od czego się zaczeło?
Początek mojej przygody z depresją jest wręcz infantylny, prosty.
Zaczęło się od śmierci bliskiej mi osoby, roboczo nazwijmy ją Pan K.
I to nie od razu.
Żałobę przeżyłam w miare spokojnie - czyli brak apetytu, płacz.
Po pierwszym szoku rzuciłam się w wir pracy, pracowałam dużo, z czasem dowiem się, że za dużo.
Trzymałam się do momentu.
Przez jakiś czas Pan K mi się śnił.
W snach rozmawialiśmy, śmieliśmy się, próbował wytłumaczyć mi dlaczego umarł.
Jednej nocy śnił mi się znowu, ale nie był tak radosny jak wcześniej.
Usiadł na moim łóżku i ze spokojem powiedział mi, że już czas, że musi iść, że muszę pozwolić mi odejść.
Obudziłam się siedząc na łóżku i płacząć, podświadomie wiedziałam, że już nigdy Go nie zobaczę.
To był ostatni raz kiedy mi się przyśnił.
Załamałam się. Szukałam pociechy wśród znajomych, ale ich było co raz mniej, aż w końcu zostałam sama.
Po latach dowiedziałam się, że część z nich nie chciała mnieć smutnej koleżanki, a część odrzuciłam sama, zamykając się w sobie, nie odbierając od nich telefonu, udając, że nie ma mnie w domu, nie przychodząc na spotkania. Odizolowałam się. Do chwili obecnej nie potrafię odbudować tych relacji, ba mam nawet problem aby tworzyć nowe relacje. Dlatego często czuje się samotna.
W pewien listopadowy wieczór położyłam się do łóżka i nie wstałam przez ponad miesiąc.
Ten moment często bieżemy jako początek powstania mojej przyjaciółki.
Na początku nie dopuszczałam do siebie wiadomości, że to depresja, po prostu uwżałam, że jestem przemęczona, że muszę odpocząć.
Po ponad miesiącu sama wstałam z łóżka i pierwsze gdzie skierowałam swoje kroki to praca, znowu rzuciłam się w wir pracy. Tylko w niej potrafiłam znaleźć spokój i zająć czymś myśli.
Jedak takie sytuacje z zostawaniem w łóżku na jakiś czas się powtarzały.
Dopiero po jakimś roku zdecydowałam się na pierwszy kontakt z psychologiem, który zdiagnozował u mnie depresję.
Niestety nie potrafiłam się z tą osobą dogadać i nie kontynuowałam leczenia.
Teraz z perspektywy czasu tego żałuję, żałuję, że od razu nie zaczełam szukać nowego psychologa, terapeuty, że nie skierowałam swoich kroków do psychiatry.
Może wtedy trwało by to wszystko krócej...
zdjęcie pochodzi ze strony: Demotywatory.pl